Pieśń o posiędzeniu i o zniewoleniu żałosnym ziemie węgierskiej – słów kilka o propagandzie antytureckiej w krakowskim grodzie
Czy to owoc strachu, czy też może propagandy… W tym wpisie przeczytasz o pieśni opowiadającej o sytuacji politycznej na Węgrzech, którą wydano drukiem w Krakowie w 1558 roku. Jednak zanim o utworze, który wynalazek Gutenberga rozsiał po krakowskich ulicach, musimy powiedzieć choć kilka słów o wydarzeniach znad Dunaju, które miały miejsce pamiętnego roku czterdziestego pierwszego…
Tło polityczne
Rok 1541 stanowi tragiczną kartę dla historii Węgier. Wówczas to rozpoczął się 145 letni okres władztwa tureckiego nad większą częścią kraju. Po śmierci Ludwika II Jagiellończyka w bitwie z Turkami pod Mohaczem (1526), władzę przejął mąż Anny Jagiellonki, Ferdynand I Habsburg. Miał jednak poważnego konkurenta, Jana Zápolyę (męża Izabeli Jagiellonki), który uznał się za wasala sułtana tureckiego, ściągając na Węgry ponownie osmańskie zagrożenie. Kilkuletnią wojnę chwilowo zakończył traktat rozbiorowy z 1538 roku, oddający część Węgier w ręce Zápolyi bez prawa do dziedziczenia.
Po śmierci Jana Zápolyi stronnictwo narodowe, przewodzone przez podskarbiego zmarłego króla i doradcę Izabeli Jagiellonki, mnicha Jerzego Utieśenovića (występuje w pieśni jako niecny mnich), koronowało syna Zápolyi wbrew traktatowi z 1538 r. Postanowili oni szukać wsparcia u sułtana Sulejmana. Najbliższe miesiące okazały się tragiczne w skutkach. Szybko okazało się, że Sulejman jedynie wykorzystał sytuację. Izabela wraz z synkiem została uwięziona, a Turcy przejęli władzę w kraju pokonując wojska habsburskie pod Budą.
W tym czasie na tronie polskim zasiadają Jagiellonowie, a konkretnie Zygmunt I Stary, ojciec jednej królowej Węgier i stryj drugiej. Naturalnie więc bliska na dworze wawelskim była sprawa węgierska. Wspomnieć należy, że choć sama królowa Bona żywiła niechęć do Habsburgów, to większość dworzan naturalnie sprzyjała Niemcom jako katolikom. Gdy w 1541 r. dotarła do Krakowa wieść o zdobyciu Budy przez wojska Sulejmana, niejednego pobożnego chrześcijanina przeszły ciarki po plecach na myśl o losie współbraci.
Niech więc gędźbiarz w struny uderzy…
Na ten właśnie rok datowany jest rękopis pieśni zatytułowanej Cantio de Hungaria occupata ze zbioru Acta Tomiciana, który stanowi własność Biblioteki Czartoryskich. W 1558 wydano zaś drukiem polską wersję tego tekstu, nieco poprawionego, pod tytułem Pieśń o posiędzeniu i o zniewoleniu żałosnym ziemie węgierskiej i o pogrozie boskiej srogiej złym krześcijanom przez widzę boże objawionej, co więcej zawierający zapis nutowy (ku radości nam, współczesnym!). Wydanie zaistniało w formie niewielkiej broszury, druku ulotnego, którego celem było dotarcie do szerokiej publiczności. Znanych jest jeszcze kilka innych polskojęzycznych rękopisów, w tym kopia z XVIII w., która może świadczyć o dość długiej recepcji pieśni.
Żadna z wersji tekstu nie posiada informacji dotyczących autorstwa. Jednak analiza utworu oraz poszukiwania powiązań między bohaterami kronik historycznych pozwalają nam na pewne teoretyczne przypuszczenie. Sam tekst jest zaskakująco wierny prawdziwym wydarzeniom. To świadczy o dobrym poinformowaniu autora, zapewne blisko związanego z dworem królewskim. Dodatkowo charakterystyczny kaznodziejski ton może sugerować, że autorem była osoba duchowna. Te stwierdzenia przywiodły historyków literatury do powiązania utworu z księdzem Stanisławem Klerykiem (Stanisław z Bochni, właśc. Stanisław Gąsiorek). Był to człek światły, o muzycznych zainteresowaniach, kapelan królewski oraz przyjaciel Piotra Porembskiego, kanclerza Izabeli Jagiellonki. Ten ostatni przedstawił królowi relację z wydarzeń wojennych i niewykluczone, że przekazał ją również autorowi pieśni. Świadczyłaby o tym niezwykła zgodność treści relacji z tekstem poetyckim.
Proroctwa
Pierwsze kilkadziesiąt wersów stanowi rodzaj kaznodziejskiego wstępu, w którym pada nawiązanie do dwóch proroctw:
Posłał do nas widzę swoje,
Już było poselstwo dwoje,
Wystrzega przez swe proroki,
Już nam nie chce dać odwłoki.
W roku 1540 w Krakowie głośną była sprawa pewnego widzenia, które opisywał królewski sekretarz Stanisław Hozjusz w liście do Jana Dantyszka. Otóż w katedrze wawelskiej…
Inna rzecz wydarzyła się na trzeci dzień po Wielkiejnocy [29 marca]. Zakonnik pewien odziany w szatę swego stanu wszedł na kazalnicę właśnie, gdy śpiewano nabożeństwo i obecni byli dostojnicy, i wielkim głosem zawołał: „Słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie! Bóg znosić dłużej nie może przewinień swego ludu i jak niegdyś świętemu Janowi Ewangeliście, tak teraz mnie niegodnemu raczył objawić, że postanowił świat cały nawiedzić klęskami jak nigdy ciężkimi, a zacznie od świątyni swojej“. Wielkie było zdumienie, gdy to usłyszano, uznano go za szalonego. Skoro zaś jakaś osoba, stojąca najbliżej, spytała: „Cóż za bajki opowiadasz!“, odrzekł jej: „Nie bajki mówię, lecz prawdę oczywistą. Macie mnie za szalonego — zdrów na umyśle jestem“. Potem za rozkazaniem starszego kleru wyprowadzony został przez księdza z katedry, co uznano powszechnie za posunięcie nieprzyjemne, zwłaszcza gdy poznano w nim duchownego odznaczającego się wielką świętością życia. Wezwany, przybył do mnie tego samego dnia; rozmawiałem z nim wiele, wydał się rozsądniejszy niż niejeden z tych, co polecili nim się zająć. Wypytywałem go, czemu powziął zamiar przemawiania właśnie z tego miejsca. Opowiedział mi, że miał niezwykły sen, w którym objawiono mu upadek Kościoła. W tymże śnie otrzymał pięciokrotnie polecenie podania tego do publicznej wiadomości pod groźbą straszliwych kar za nieposłuszeństwo.
Teolog krakowski, Mateusz z Kościana wkrótce opisał kolejne wydarzenie, które miało miejsce na krótko przed zdobyciem Budy, w 1541 r. Pewien ksiądz miał mieć widzenie i przestrzegać:
Biada, biada, biada, nieczułe jest dla Pana serce tego ludu, do zbrodni dodają zbrodnie! Jeśli nie nawrócą się do Pana i nie porzucą dróg swoich bezbożnych, w ciągu trzech lat dotknięci zostaną ciężkimi klęskami, a zwierzchnicy ich zginą nędznie.
Złowrogi Turek dla ówczesnych katolików był ucieleśnieniem kary boskiej zesłanej w wyniku wewnętrznej niezgody i waśni panujących „między krześcijany”. Nastroje antytureckie wyraźne są także w innych dziełach z epoki, osmańska nawała była uznawana w czasach reformacji za największe zagrożenie świata chrześcijańskiego – naturalnie obok papieża… Widać więc, że pieśń nie ma na celu jedynie przekazania relacji z wydarzeń politycznych w atrakcyjnej, artystycznej formie. Jest przede wszystkim ostrzeżeniem, by w porę obudzić się i zapobiec podzieleniu losu Węgier.
Pieśń w całości z tekstem i nagraniem znajdziecie w katalogu.
Bibliografia:
H. Kapełuś, Cantio de Hungaria occupata, Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 51/4, 1960, s. 411-434.
P. Gancarczyk, Muzyka wobec rewolucji druku. Przemiany w kulturze muzycznej XVI wieku, Toruń 2011, s. 182-185.
Jeśli ten tekst spodobał Ci się, lub pomógł znaleźć informacje, zachęcam do wsparcia:
Facebook Comments