O pieśni nabożnej i dzwonie gromowładnym z gawędy starodawnej…
Fragment podania z końca XVIII wieku – o magicznej mocy pieśni religijnej i dzwonów odpędzających pioruny:
Za mej pamięci, dziatki moje, (prawił dziadek pan Stanisław z Wierzbowa do wnuków swoich), nie było tyla mędrków co dzisia, więcej się modlili ludzie, i więcej wierzyli w cuda, a widzenie. Nie wstydano się odmawiać na klęczkach codziennie rano i w wieczór pacierza, a przy stole modlitwy. Ojciec pilnie baczył, czy pobożnie odbywa się pacierz, a niechno zobaczył nieprzystojność jakową, wnet kańczug boćkowski był w robocie. Bo dawniej, dziatki, ojciec i dorosłego karcił syna, nie zważał, że chłop pod wąsem. Książe pan stary Radziwiłł, syna swego sławnego Panie-Kochanku, Miecznika orderowanego, za przewinienie, piędziesięciu plagami ukarał. W drodze pan zawsze śpiewał nabożne pieśni, a słudzy i czeladź powtarzali. Jeden pan z Krakowskiej ziemi jechał, a śpiewał: „Kto się w opiekę poda Panu swemu.” Kucharz dla żartu zanucił: „Prosię upiekę, podam panu swemu.” Dosłyszał pan igraszkę: „Stój! zawołał! weźcie go! i hajducy rozciągnęli winowajcę. Sto plag tęgich przylepiono, a gdy ledwie dosiadł bryczki zbity kucharz, z całą potem skruchą, śpiewał pieśń nabożną. Jako modlono się szczerze, tak nie było mędrkowania, wierzono mocno w co ojcowie starzy wierzyli, i lepiej nam z tem było. Oj! tak, lepiej! bo w każdem utrapieniu, w każdej dolegliwości, człek miał pociechę i pomoc, w tym miłosiernym Bogu, którego imię, niech będzie pochwalone na wieki! Dzisiaj, drwią z piorunów, budują jakieś tam żelazne pręty! Miły Boże! pewniejszy był Loretański dzwonek. A jak chmura czarna nadpłynęła, grożąc gradem i czem gorszem, zaraz klecha z organistą nuż do dzwonicy, nuż serce rozbujane bić o ściany święconego dzwonu, a że dobyli głosu, co rozpędził chmury, i nawałnicę. O! święte czasy, gdzie czołem nie wstydno Bogu było uderzyć. Każdy też przed ołtarze padał ze skruchą na kolana, ale gdzie indziej nie łatwie ugiął karku i kolan, stał wszędy by dąb, i ledwie czapki uchylił. A bywało w podróży, to śpiewa, stanie na nocleg, to modlitwa i krzyż pański, i nie raz zbawiało to duszę. Ja sam jakem był na Rusi, osmagać kazałem dziewkę nierobotną: o! długo pamiętała to, jej stara mać czarownica. Kiedym zapomniał o tem, w przejeździe sioła, wyszła stara, nuż prosić pokornie abym czarkę miodku wychylił. W dobrej wierze, biorę szklankę, ale wedle swego zwyczaju, nimem do ust nagiął, przeżegnałem, aż tu brżdęk, i dno całe wyleciało, a baba ze strachem uciekła. Widzita dziatki, tam były czary, co nie mogły wytrzymać przed znakiem krzyża świętego. […]
Widzenie. Gawęda z końca XVIII wieku. w: Kazimierz Władysław Wójcicki, Stare gawędy i obrazy, tom III, Warszawa 1840.
Kazimierz Wójcicki (1807-1879) był pisarzem i zbieraczem folkloru. Debiutował w 1826 w „Rozmaitościach Warszawskich” objaśnieniami przysłów polskich. Był członkiem redakcji (potem redaktorem naczelnym) „Biblioteki Warszawskiej”, inicjatorem wydawania czasopisma „Kłosy”, współpracownikiem czasopism „Przegląd Naukowy”, „Bluszcz”, „Tygodnik Ilustrowany”, redaktorem i autorem wielu haseł w Encyklopedii powszechnej Samuela Orgelbranda. Wydawał znane pisma zbiorowe – Album warszawskie i Album literackie. Zainicjował Bibliotekę Starożytnych Pisarzy Polskich, zawierającą dokumenty, listy, pamiętniki i utwory z XVI-XVII w. Jest autorem licznych książek, zbierających między innymi pieśni i teksty ludowe (za: Wikipedia).

Jeśli ten tekst spodobał Ci się, lub pomógł znaleźć informacje, zachęcam do wsparcia:
Facebook Comments